Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/306

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Odpowiedziałem, że Rost chce przenieść zawartość jego torb do torb, przytroczonych do siodła kasztana.
— Zrobię to sam! — odparł. — Nie lubię, by obcy ludzie grzebali w mych rzeczach; wpdowadza to nieład i zamęt.
Podszedł do konia, by się zająć torbami. Tymczasem Winnetou zbadał, czy więzy, któremi związał złoczyńców, są dostatecznie mocne. Cała trójka odzyskała już przytomność, udawała jednak, że jest w dalszym ciągu nieprzytomna. Podzieliłem między towarzyszy zabrane rewolwery. Nagle rozległ się okrzyk Carpia. Zwróciwszy się ku niemu, zobaczyłem, że potrząsa głową nad fajką o kształcie kalumetu. Podszedł do mnie ze słowami:
— Oto nowy dowód! Fajka należy do mego stryja. Skąd się więc znalazła w mojej torbie?
— Nie wiem.
— Ja również.
— Czy istotnie należy do niego?
— Tak.
— Nie do ciebie?
— Do mnie? Drogi przyjacielu, powinieneś bardziej dbać o pamięć! Kiedyś wówczas tyle wypalił i wypił, widok twój przejął mnie takim wstrętem, żem poprzysiągł nie palić nigdy w życiu, a alkoholu używać tylko jako lekarstwa. Dotrzymałem słowa: nie palę! Niema więc wątpliwoci, że to nie moja fajka. A jednak tkwiła w mojej torbie!
— Któż ją tam włożył?
— Oczywiście, stryj! Jest ustawicznie zamyślony; w zamyśleniu popełnia szereg pomyłek. Palił wczoraj

298