Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/229

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dziela, wszyscy odnoszą się doń z wielką pogardą; nazwanie więc człowieka jego imieniem jest niezaprzeczenie wielką obrazą. Watter jednak nie miał odwagi odpowiedzieć na tę obelgę. Chcąc się obronić przed kopytami, zagrażającemi jego twarzy, zasłonił się łokciami i zawołał:
— Niech się pan cofnie, mr. Winnetou, niech się pan cofnie! Koń rozbije mi głowę!
— Cofnę się wtedy, gdy przyznasz że jesteś kujotem. A więc?
— No dobrze, dobrze! Jestem wszystkiem, czem chcecie, a więc i kujotem.
Apacz okręcił rumaka, przystanął na chwilę i zawołał:
— A teraz, wszyscy, którzy obrazili mego białego brata Old Shatterhanda, precz, precz! Tu miesce tylko dla niego i jego przyjaciół. Precz!
Zaczął tańczyć na koniu między stołami; panował nad każdym ruchem wierzchowca; ale żywość i ognisty temperament rumaka budziły przerażenie. Watter rzucił się ku drzwiom z szybkością strzały. Nieco wolniej podążył szeryf, którego wyprzedził konstabl. Dowiedzieliśmy się później, że przenieśli się do innej komnaty, a szeryf wyraził nadzieję, iż Winnetou nie zamienił jej w ujeżdżalnię, w której się kiełzna indiańskie konie.
Tylko Winnetou mógł wpaść na pomysł zjawienia się w hallu hotelowym na koniu. Był tak świetnym jeźdźcem, że nie uszkodziłby ani jednego stołu, ani krzesła, gdyby nawet zrobione były ze szkła. Obydwa nasze ogiery, tego samego rasowego rodu, były ogniste, odważne, wytrzymałe, mądre i, mimo temperamentu, łagodne jak baranki, oczywiście w stosunku do nas. Winnetou ujeździł je i wytresował według zasad szkoły (Iltszi) indiańskiej. Jego ogier nazywał się Iltszi[1],

  1. Wicher.
221