Strona:Karol May - Sapho & Carpio (Boże Narodzenie).djvu/132

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Czemuż mam przypisać tę wizytę, jeżeli pan nawet nie wiedział, kim jestem. Nie wygląda pan na człowieka, który lubi dręczyć innych.
— Sprowadziła mnie do pani sprawa, że się tak wyrażę, literacka. Jestem pisarzem; podróżuję wiele i opisuję swe podróże. Jako uczeń popełniłem mały poetycki grzech; podrósłszy, przekonany byłem, że grzech ten został mi dawno darowany, aż tu dziś dowiaduję się, żem się omylił. Los zemścił się na mnie w Weston, gdzie spotkałem pobożnego człowieka, który za dwadzieścia pięć centów wręczył mi mój własny utwór. Na szczęście, tytuł przynajmniej podkreśla, żem nie zgubiony grzesznik, lecz nawrócony.
Wyciągnąwszy z kieszeni książeczkę, otworzyłem ją na pierwszej stronie, i podałem pani Stiller. Rzuciwszy na nią okiem, zawołała zdumiona:
— Mój wiersz?... Chciałam powiedzieć: mój ulubiony wiersz. Któż to przedrukował?
— Pobożny, niesłychanie pobożny prayerman, któremu pani pozwoliła zrobić odpis wiersza.
— Ach tak... przypominam sobie! Kupiłam u niego kilka utworów, pisanych stylem tak trywialnym, żem zwróciła jego uwagę, iż forma ta samej sprawie przynosi raczej szkodę, niż korzyść. Odpowiedział na to, że tych tematów nie można traktować inaczej, naco pokazałam mu ten wiersz, chcąc go przekonać, że się myli. Wiersz podobał mu się bardzo; prosił, bym mu pozwoliła zrobić odpis. Zgodziłam się, nie widząc w tem nic złego. Oczywiście, nie przypuszczałam, że zechce go drukować. Z pewnością nie ma nawet prawa?

— Gdyby nawet utwory pisarzy europejskich miały ochronę prawną w Ameryce[1], nie dziwiłbym się wcale, że

  1. Powieść niniejsza powstała przed konwencją w sprawie ochrony praw autorskich (przyp. wyd. polsk.).
124