Strona:Karol May - Pantera Południa.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

południe, coraz głębiej w pustynię. Nagle wszyscy trzej zatrzymali konie, gdyż prostopadle do kierunku swej drogi natrafili na ślady.
— Jeźdźcy — odezwał się Pogromca Grizly, zeskakując z konia.
— Niech brat mój policzy, ilu ich było, — rzekł spokojnie Niedźwiedzie Serce, nie schodząc z siodła. Chciał ćwiczyć orjentację młodego Apacza.
Pogromca Grizly zbadał ślady.
— Było trzynaście koni.
— Słusznie. Któż na nich siedział?
— Blade twarze.
— Z czego to mój brat wnioskuje?
— Nie jechali jeden za drugim. Ślad pozostawili tak szeroki, że można zliczyć kopyta!
— Kiedy tędy przejeżdżali? Młody Apacz schylił się powtórnie i rzekł:
— Słońce już wkrótce zajdzie; jechali tędy, gdy wczoraj było południe.
— Czy bladym twarzom śpieszyło się bardzo?
— O tak; piasek jest rozrzucony kopytami. Pędzili w galopie.
— Brat mój dobrze czyta ze śladów; niech mi jeszcze powie, czy pokojowo byli usposobieni ci ludzie, czy nie?
Pogromca Grizly spojrzał na wodza bezradnie i, potrząsnąwszy głową, odparł z namysłem:
— Któż to pozna po śladach?
— Udowodnię memu bratu, że można to określić, Pustynia Mapimi rozciąga się tutaj na szerokość, do przebycia której trzeba czterech dni. Kto jechał prze-

64