Strona:Karol May - Na granicy tureckiej.djvu/44

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   40   —

— Ależ to są znaczki perskie! — zawołałem mimowolnie, — a ty powinieneś naklejać tylko tureckie! —
— Co powinienem, to moja rzecz! — odrzekł Machmet. — A ty nie rezonuj, tylko rób, co ci poleciłem! —
Wzruszyłem ramionami i wyszedłem przed duanę. Trzech poganiaczy trzymało przy pyskach trzy muły, z których każdy dźwigał na grzbiecie po dwie podłużne skrzynie, przypominające kształtem trumny. Ze skrzyń tych rozchodziła się woń zgnilizny tak silna, iż rzeczywiście trzeba było posiadać brak węchu, aby bez wstrętu zbliżyć się do tych cuchnących ciężarów.
Zasłoniwszy chustką nos i usta nakleiłem szybko na wskazanych miejscach znaczki kontroli celnej perskiej i cofnąłem się do gabinetu, gdzie zastałem szanownego Machmeta agę rozciągniętego na sofie i chrapiącego w najlepsze. Nie budząc naszego zniedołężniałego tak nagle amfitrjona, skinąłem na Omara i obaj wyszliśmy przed dom, aby skorzystać z chwili swobody i odwiedzić Ben Adela.
Chłopiec jednak wskazał mi ruchem głowy niknące w oddali muły i szepnął prosząco:
— Sidi, chodźmy za nimi. Jestem pewien, że się jeszcze czegoś ciekawego dowiemy. —
Zgodziłem się chętnie, gdyż i dla mnie te brzydko pachnące skrzynie miały coś podejrzanego w sobie. Poszliśmy zatem w stronę lasu, w kie-