Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - La Péndola.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zostawiły na ukochanym niewola, głód, pragnienie i męka tęsknoty. Serce jej kurczyło się, walczyć musiała, by nie krzyczeć z litości i rozpaczy. Zapytała:
— Cierpisz bardzo, najdroższy? Jesteś chory, wyczerpany?
Mariano przezwyciężył powoli atak słabości. Otworzył oczy, policzki zaczęły mu różowieć. Po chwili odpowiedział:
— Cierpiałem bardzo; kto wie, czy wytrzymałbym te cierpienia. Ale teraz znowu czuję napływ sił.
Zaczęła go głaskać po twarzy, mówiąc:
— Będziesz zdrów zupełnie, mój Alfredzie drogi, jak wtedy, w Hiszpanji. Będę się tobą opiekować, a potem...
Przerwała, rumieniąc się aż po skroń.
— A potem? — zapytał, tuląc się do niej.
— Potem połączymy się na całe życie.
Potrząsnął głową przecząco i odparł:
— Nie wiem, czy się to stanie.
— Dlaczego?
— Nie znasz mnie. Wiesz o mnie bardzo niewiele, a zresztą, to, co wiesz, jest kłamstwem...
Ostatnie słowa wypowiedział z widocznym wysiłkiem. Przez twarz Amy przebiegł wyraz lęku. Popatrzyła mu badawczo w oczy, ale wyczytawszy w nich tylko miłość bezgraniczną i smutek wielki, uścisnęta jego rękę i rzekła:
— To cierpienia tak cię osłabiły i odebrały odwagę Gdy wyzdrowiejesz, wróci pewność i wiara. Nie wiele wiem o tobie, to prawda, ale wiem, że mnie kochasz i to mi wystarczy. O nic innego nie dbam.

97