Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Ku Mapimi.djvu/144

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sennor liczyć na mnie w zupełności. Ale, czy podołamy trzem mocnym mężczyznom i dwóm kobietom?
— O to się nie kłopoczę. W naszym błogosławionym Meksyku jest dosyć ludzi, gotowych stanąć na zawołanie za garść srebrnych dolarów.
— Ale będą nas chyba ścigać?
— Tak; i tego się nie lękam. Będziemy uciekali przez pustynię Mapimi. Tam nikt nas nie znajdzie; tego może sennor być pewien.
— Przez pustynię Mapimi? — zapytał Pardero z przerażeniem. — Przecież my tam zginiemy.
— Niech się pan nie obawia. Znam tę pustynię, jak własną kieszeń. To nieprawda, że znaleźć tam można tylko piasek i skały; rosną na niej lasy, w których dosyć wody i owoców, aby nie zginąć. —
Podczas tej rozmowy w jadalni hacjendy radzono nad tem, co zrobić z rotmistrzem i porucznikiem Parderem. Mariano był zdania, że należy ich rozstrzelać, reszta jednak sprzeciwiała się temu, wychodząc z założenia, że zbrodnia została wprawdzie zamierzona, lecz nie wykonana. Zresztą, nie było jeszcze wiadomo, jak spojrzy na sprawę Juarez. Lepiej puścić ich wolno, nie przelewając krwi, zwłaszcza, że ponieśli już karę przez utratę władzy w prawicy. Postanowiono więc broń jeńców zatrzymać, a po dwóch dniach wypuścić rotmistrza i Pardera, tak, by nie mogli porozumieć się z Juarezem prędzej, aniżeli przybędzie do niego wysłany z hacjendy goniec.
Co się tyczy współwinnych rotmistrza i porucznika, postanowił Sternau dotrzymać przyrzeczenia. Zwrócono im konie, sztylety i lassa; tylko strzelby i pistolety za-

142