Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

dzieści ciężkich pełnych beczek. Takie baryłki musiały trawę tak ugnieść, że niepodobna jej podnieść rękoma. Będzie leżała przez szereg jeszcze dni. Lecz ta praca została dokonana dopiero w wczoraj, najwyżej przedwczoraj. Trawa zatem musi jeszcze być zgnieciona. Czy mój czerwony brat podziela moje zdanie?
— Old Shatterhand ma słuszność — potwierdził Apacz.
— Ślad zatem ciągnie się tamtędy, gdzie niema trawy. Droga od brzegu do skały z jaskinią jest niezarośnięta.
Uff, uff! — krzyknął Winnetou. Bronzowa jego twarz spłonęła rumieńcem radości, czy też wstydu, że sam nie wpadł na tę myśl.
— Zresztą, — dodał Old Shatterhand — należy sądzić, że przy przenoszeniu barył została rozlana nafta i że brzeg został uszkodzony. Byłoby to widoczne, gdyby brzeg pokrywała darnina. Natomiast na gołej ziemi, czy kamieniu można było uszkodzenie naprawić. A teraz niech mój czerwony brat przeszuka całe wybrzeże; wszędzie ujrzy trawę i darninę, za wyjątkiem dwóch miejsc, które wnet przeszukamy.
Jedno z owych miejsc znajdowało się blisko wylotu kotliny. Tam poszli obaj w towarzystwie westmanów, ciekawych wyniku.
Szeroki, może na trzy łokcie, pozbawiony roślinności pas piasku szlamistego i żwiru ciągnął

92