Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/24

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

zaczynała się u południowego wylotu i ciągnęła do bloku, niczem długi sznur.
— To ślad obu czerwonoskórych — oświadczył Grinley. — Przybyli z południa i pojadą, wypocząwszy, na północ.
— Ale w takim razie nie możemy zejść! — odpowiedział zatroskany bankier. — Od czasu przygody w pueblu nie dowierzam żadnemu Indjaninowi. Cóż to mogą być za jedni?
— Znam ich i znam nawet imię jednego. To Mokaszi, wódz Nijorów.
— Co oznacza to imię? — zapytał buchalter.
Mokaszi, to po indjańsku bawół. W tych czasach, kiedy bizuny wielkiemi jeszcze trzodami ciągnęły przez sawany, wódz Nijorów ubił ich mnóstwo. Stąd jego imię.
— Chyba on pana również zna.
— Tak, gdyż bawiłem kilkakrotnie u jego plemienia.
— Jakże jest względem pana usposobiony?
— Przyjaźnie. Tak przynajmniej było niegdyś, a usposobienie nie może się zmienić w stanie pokoju. Teraz jednak, kiedy wykopano topór wojny, nikomu nie można ufać.
— Hm, cóż należy czynić?
— Naprawdę nie wiem. Jeśli zjedziemy nadół, może nas przyjmie przyjaźnie, a może i nieW każdym jednak razie dowie się o naszej obec. ności, czego należy uniknąć.

22