Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/17

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Pięknie! Więc nie wszyscy wyruszymy jutro rano?
— Nie. Zostanę tutaj z panem i z Mr. Baumgartenem. Tylko Buttler i Poller pojadą naprzód. O ile odkryją niebezpieczeństwo, natychmiast wrócą, aby nas ostrzec.
— To mnie uspakaja, Mr. Grinley. Ten kurjer doprawdy napędził mi stracha.
Uspokojony, nie przeczuwał, że właśnie to zarządzenie miało umożliwić oszustwo, na którego ofiarę upatrzył go król naftowy.
Ponieważ obaj wymienieni mieli wcześnie wyruszyć, więc nie rozwodzono się dłużej, i wszyscy ułożyli się do snu. Ktoś jednak musiał czuwać; według kolei — pierwszy Baumgarten, drugi bankier. Skoro minął czas jego straży, obudził króla naftowego i położył się spać. Grinley siedział pół godziny nieruchomo; następnie nachylił się ku bankierowi i buchalterowi, aby się przekonać, czy śpią mocno. Obudził teraz pocichu Pollera i Buttlera. Wszyscy trzej podnieśli się i oddalili na taką odległość, że nikt ich nie mógł zobaczyć, ani usłyszeć; wszak musieli porozumieć się skrycie.
— Wiedziałem, że nas obudzisz, — rzekł Buttler. — Bodajby piorun zgładził tego kurjera, który mógł nam wszystko popsuć! Bądź co bądź, i ty powinieneś był inaczej się zachować.
— Robisz mi wyrzuty? — odburknął brat.

15