Strona:Karol May - Król naftowy IV.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Naturalnie.
— Sądzi pan, że będą ze sobą wlec jedenastu jeńców?
— Hm! Istotnie należy raczej przypuszczać, że ich zostawią.
— A zatem zostawią ich pod strażą. A wówczas łatwiej będzie ich odbić, niż dzisiaj.
— Teraz rozumiem. Nie pomyślałem o tem, jeśli się nie mylę. Gdybyśmy chociaż wiedzieli kiedy pojadą!
— Przypuszczam, że jutro.
— W takim razie byłoby nieźle, Ale, jeśli zostaną, łatwo mogą nas odkryć.
— Do tego nie możemy dopuścić.
— Łatwiej powiedzieć, niż zrobić. Tu, na górze, niema wody. Konie mniej cierpią, gdyż mają przynajmniej trawę. Ale my! Nad Gloomy-water mogliśmy pić tylko naftę; dziś przez cały dzień jazdy nie mieliśmy ani kropli wody. Jeśli i jutro jej nie dostaniemy, boleję nad losem kobiet i dzieci; o nas samych już nie śmiem wspomnieć.
— O, co znowu! — w trącił Hobble-Frank. — Nie jesteśmy jeszcze chwilowo nieśmiertelnymi duchami, lecz ludźmi, których śmiertelność jest dowiedzionem factotum. Każde śmiertelne stworzenie musi mieć wodę, i, wyznaję zgodnie z prawdą, że mam takie pragnienie, iż za parę łyków

125