Strona:Karol May - Cyganie i przemytnicy.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cała we łzach. — Hrabiance coś się stało; musi być chora.
— Już wczoraj skarżyła się na ból głowy.
Gdy obydwie weszły do pokoju hrabianki, Roseta klęczała przy łóżku śmiertelnie blada.
— Droga hrabianko, proszę wstać — rzekła Elwira.
Roseta nie ruszała się z miejsca.
— Tak ją znalazłam, — płakała służąca — gdy weszłam do pokoju, aby ją zbudzić. Podniosłam ją, posadziłam na krześle, a teraz znowu klęczy.
Wzięły hrabiankę za ręce i pociągnęły na kanapę, ale Roseta zeszła znowu z kanapy, uklękła przed łóżkiem i złożyła ręce, jak do modlitwy.
— Chora, bardzo chora — rzekła Elwira, zalewając się łzami. — Dlaczego tu niema naszego doktora Sternaua!
— To straszne, co począć? — biadała służąca, tracąc głowę.
— Zawołaj mego Alimpa!
Dziewczyna sprowadziła przerażonego rządcę. Hrabianka klęczała ciągle przy łóżku.
— Połóżcie ją do łóżka i róbcie zimne okłady, może to jej ulży — polecił Alimpo zapłakanym kobietom i opuścił pokój. Na korytarzu spotkał Klaryssę.
— Czy byliście u hrabianki? — zapytała Klaryssa.
— Byłem.
— Już wstała?
— Jest chora.
— Cóż jej dolega?
— Tego nie wiem.

138