Strona:Karol May - Chajjal.djvu/85

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Dzieci szły dotąd obok mnie w milczeniu i teraz dopiero poczęły się rozglądać, zarzucając mnie tysiącem pytań. Nie mogłem odpowiedzieć na wszystkie, lecz poznałem z pytań, jakie dobre serce i zdrowe pojęcia miały te dzieci. Nie upłynęło jeszcze pół godziny, kiedy drzwi się otwarły i wszedł Murad Nassyr. Na widok niespodziewanych lokatorów, spytał zdziwiony:
— Co to ma znaczyć? Ci murzyni tutaj? Przyszły tu z panem? Dlaczego poszedłeś pan do domu beze mnie? Wybiegłeś pan tak szybko przez te drzwi i nie wróciłeś. Dlaczego?
— A więc pan nie wiesz, co zaszło za temi drzwiami?
— Nic nie wiem. Słychać było tylko głosy nieco donioślejsze, niż zwykle. Chciałem pobiec za panem, lecz, widząc we drzwiach gospodarza, pomyślałem sobie, że nie pozwoli panu uczynić nic złego. Czekałem więc, dopóki Selim nie nadszedł i nie skinął na mnie. Ale teraz dowiem się chyba, co się stało?