Strona:Karol May - Chajjal.djvu/130

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

się obiema rękami. — Ani rozkaz padyszacha, ani przykazanie, ani ustawa nie zawiedzie mnie tam, gdzie leży ten najwyższy z djabłów!
— Toż to nie duch, lecz człowiek!
— Ale nazwałeś go strachem?
— Bo udawał widmo, aby nam strachu napędzić.
— A więc powiedz mi pierwej, gdzie mieszka jego plemię, jak nazywa się ojciec jego i ojciec ojca jego. Inaczej nie mogę uznać go za człowieka!
— Głupstwa pleciesz, Selimie! On jest człowiekiem. Zwyciężyłem go i powaliłem kolbą na ziemię. A tam w mojej izbie leży drugi, którego podobny los spotkał.
— W takim razie jesteś zgubiony! Oni dali się pozornie zwyciężyć, aby tem łatwiej na ciebie spaść, duszę twoją rozszarpać w kawałki i rozrzucić na cztery strony świata.
— Więc wracaj na swoje łoże i właź pod kołdrę, ale nie mów mi już nigdy że jesteś największym bohaterem plemienia!