Wysoko w Pirenejach, tam, gdzie wznosi się szczyt „Malatetta“ czyli „Przeklęty“, schodził dziką ścieżką w doliny samotny wędrowiec.
Południowe słońce rzucało swe gorące promienie na nagie skały, wśród których prowadziła ścieżka. Wędrowiec nie napotykał na drodze ani strumienia, ani drzewa lub zarośla, w którem możnaby poszukać cienia. A był znużony i spragniony bardzo. Był to człowiek stary, o siwych włosach, o twarzy zapadniętej, wysmaganej przez wiatry halne. Ręce miał od wichru i zimna stwardniałe, ciało łachmany okrywały, z podartych sandałów wyglądały palce, niemal cała stopa. Co jakiś czas z zapadniętej piersi wydobywał się kaszel, zdradzający ciężką chorobę.
Wędrowiec szedł i szedł w kierunku doliny. Padał ze znużenia, lecz nie ustawał w drodze; coś gnało go wciąż dalej, dalej.
Nareszcie zatrzymał się, obrzucając okolicę badawczym wzrokiem.
— To już tu być musi — szepnął do siebie. — Tu zostawiłem chłopca, stąd udałem się do Meksyku, tu zaczęła się moja męka. Tu wypocznę.
Usiadł na rozgrzanych od słońca kamieniach, gło-
Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/87
Ta strona została uwierzytelniona.
V
SPOWIEDŹ ŻEBRAKA.
83
![](http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/thumb/9/95/Karol_May_-_Bryganci_z_Maladetta.djvu/page87-1024px-Karol_May_-_Bryganci_z_Maladetta.djvu.jpg)