Przejdź do zawartości

Strona:Karol May - Bryganci z Maladetta.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rzył szufladę, znalazł kopertę; włożywszy kopertę do kieszeni, zamknął szufladę. Potem wyszedł.
Wszystko trwało tak krótko, że w przedpodkoju spotkał jeszcze Marję. Biorąc ją pod ramię, zapytał:
— Hrabia miał dużo zaufania do ciebie, prawda?
— O tak! — odparła, łkając głośno.
— Zostań więc przy nim, aż przybędzie komisja sądowa. Pilnuj, by nic nie zginęło z pokoju, No, idź!
Stara wróciła do pokoju pana, nie przestając żałośnie zawodzić.
Na wołanie sekretarza zbiegł się cały pałac, aby opłakiwać niespodzianą śmierć hrabiego. Po jakimś czasie nadszedł lekarz.
Przedewszystkiem wygnał z pokoju ciżbę płaczącej służby. Pozwolił tylko zostać sekretarzowi, kamerdynerowi i Marji.
Zbadawszy trupa, potrząsnął głową i rzekł:
— Tetanus, tężec. Jeszcze jest ciepły; musimy poczekać.
Cortejo bał się, aby lekarz nie wpadł na pomysł otworzenia żył hrabiego; obawy jednak okazały się płonne. Lekarz oświadczył, że pozostanie przy hrabi do rana, poczem Pablo oddalił się wraz ze służącym. Marja została z lekarzem w pokoju hrabiego. —
Zaledwie Cortejo wrócił do domu, Józefa wbiegła do pokoju z pytaniem:
— Czy masz dokument?
— Tak; znalazłem go w środkowej szufladzie. Na kopercie niema żadnego napisu. Zobaczmy!

16