Strona:Karol May - Śmierć Judasza.djvu/103

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Uważałem panią za istotę złą, a pani jest tylko lekkomyślna.
— To nie jest komplement!
— Wcale nie chcę prawić komplementów. Nie wspólny interes sprzągł panią z Meltonem, lecz miłość. A zatem pani wina nie jest tak wielka, jak sądziłem, i została pani już w dostatecznej mierze ukarana. Nie chcę sennory bardziej jeszcze unieszczęśliwiać, wydając ją sądowi. Jesteś wolna! Może pani pójść, dokąd ci się żywnie podoba.
Słowa te wywarły zgoła inne wrażenie, niż należałoby przewidywać. Ja wszakże tego się właśnie wrażenia spodziewałem.
— Zostanę tutaj — odparła krótko i stanowczo.
— Z jakiego powodu?
— Należę do Jonatana. Tam gdzie on jest, tam i ja muszę być, i pójdę za nim wszędzie, dokądkolwiek on pójdzie.
— Istna Ruth! Niestety, nazywa się pani Judyta. Dopiero wczoraj omalżeście się nie pozabijali, a dzisiaj już nie chce go pani opuścić. Ta nagła zmiana uczuć musi mieć jakiś doniosły powód. Czy mogę wiedzieć, jaki?
— Czemu pan sam nie odgadnie! Widocznie stracił pan swój osławiony dar wszechprzenikliwości.
— O, bynajmniej, nie straciłem.
— Tak? No, więc powiedz pan, proszę!

99