Strona:Karol Mátyás - Z krynicy mądrości ludu.djvu/8

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   4   —

upieczone już dawno zjedzono, schodzi już i siedm tygodni, nadchodzą i Zielone świątki, a tu jeszcze jeża z wielkanocnemi drożdżami ani dudu! Czekają het i na jeża, i znów po drugie drożdże także wysłali posłańca. No i myślą sobie:
— Jak tu na zielone świątki te oboje drożdże naraz będą przyniesione, a w jedno pieczywo placków tych drożdży dodamy, to albo piec rozwalą, albo placki z pieca nie wylézą...
Drugi posłaniec jakoś wrócił na czas, napiekli placków na drożdżach i obchodzili zielone świątki, ale już w żałobie za jeżem.
Zeszło jeszcze wiele świąt pomniejszych, co także były placki i piérogi pieczone, aż wreszcie już i twarda jesień nadeszła, a o jeżu ani słychu i o drożdżach, które obowiązał się przynieść. Nastąpiła już i zimowa pora, a jeżowych drożdży nie widać. Aż dopiero na godnie święta (Boże Narodzenie) idzie jeż z drożdżami... a kiedy wszedł na podwórze i spieszy się het po swojemu, jak to jeż — wtem zaczęli na jeża hałasować, czego się tak nie spieszył i tak zapóźno idzie z drożdżami; tak ostro jeża ofukali, musiał biedaczysko kroku dobyć i siarczyście w końcu maszerować, aż się ze strachu i pośpiechu potchnął i przewrócił się się na progu i stłukł sobie dzban z drodżdżami. A wtem ze złości naklął:

— A bodaj to djabli wzięli te kwapki,
wylało się co do kapki!

Powiadają także czasami pospiesznemu:

Kto sie pokwapi,
to sie pośkapi.

No jak było, tak było, dawniej wysyłano jeża po drożdże i gdyby był prostą drogą jeż się udał, toby był może z drożdżami przybył na czas, ale jeża posądzają, że lubi się zabawić, choćby mu było i najśpieszniéj, a najprędzéj w sadzie na