Strona:Karol Mátyás - Z życia cyganów.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
—  14  —

Dalej przychodzi cyganka na wieś do baby wiejskiej, napotyka ją samą w domu, prosi się mleka, „bo mam małe dziecię“. Kobiecina się spiera, że niema mleka, bo ludzie i czarownice jej zabrały. A cyganka mówi:
— Oj! tak, tak, to niedaleka wam to uczyniła. Ona odpowie na sądzie Boga, ona przy śmierci odrobi piersiami, nie skona, aż jej podarujecie.
Potem wyciąga gąbkę z jednej strony krwistą farbą zaprawioną i każe sobie pokazać mleko z garczkiem, a przedtem bierze kobietę za rękę i maścią pachniącą niespodzianie ją po ręce pomaże, a każe wąchać kobiecie. Kobieta powącha, a tu coś pachnie. Ta cyganka mówi wtenczas, że jej praca tak pachnie, bo się będzie powracać do niej napowrót. A gdy jej kobieta poda żądany garczek z mlekiem, to cyganka umoczy w mleku stronę gąbki wolną od czerwonej farby, a odmawiając przytem zwykłe zamówienie Babulisten i t. d.“, wykręci się od kobiety i przewróci w ręce gąbkę tak, że strona zamaczana w mleku ukryta, a stronę zamaczaną w farbie wyciśnie i mówi:
— Widzicie, gosposiu, wasza praca w krew się obróciła, a tedy już wam czarownica nie weźmie mleka.
I wyłyga na babie, co tylko może, bo kobiecina zbałamucona nie wie, co się z nią dzieje. I tak, gdy się owa kobiecina ustanowiła z zamieszania, tak pyta się onej cyganki, czyby też czasem nie mogła