Strona:Karol Gjellerup-Pielgrzym Kamanita.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

wszystko iście niebiańska. Chodźmy do siostry Sumedy! Jest ona wierną strażniczką słowa i prawdziwem źródłem wiedzy. Słuchając jej w lesie, będziemy zażywały podwójnej rozkoszy!
Często spędzałyśmy w ten sposób część nocy na pobożnych rozmowach.
Życie na wolnem powietrzu, żywa i nieustanna praca umysłowa, oraz ciągła wymiana myśli nie zostawiały czasu na próżne zatapianie się w własny smutek, czy nieokreślone marzenia, a dusze oczyszczone i podniesione działaniem prawdy nie błądziły po padołach ziemi. Wszystko to wzmocniło mnie fizycznie i duchowo w sposób iście cudowny. Żyłam teraz zgoła inaczej, szlachetniej, zażywając szczęścia, spokoju i wesela, o czem przed kilku jeszcze tygodniami i marzyć nie śmiałam.
Gdy nadeszła pora deszczów, gotowy był już budynek dla zakonnic. Posiadał obszerną halę, w której gromadziłyśmy się razem, oraz małe celki dla każdej zosobna. Małżonek mój, oraz wielu bogatych obywateli, mających krewne pośród mniszek, wyposażyli nasz klasztor matami, dywanami, meblami i pościelą, tak że nam nie brakło niczego, co stanowi rozsądną wygodę życia, a ujawniło nam to jednocześnie bezcelowość przepychu.
Czas spędzony w zamknięciu zbiegł nam jako tako wśród regularnie następujących po sobie w ciągu dnia, wspólnych rozmów na religijne tematy, rozmyślaniach i kontemplacji, wieczorami zaś, o ile pogoda na to zezwalała, udawałyśmy się do wielkiej hali mnichów, by słuchać mistrza. Czasem przychodził on sam do nas, lub przysyłał jednego z wybitnych mnichów.
Zaledwo las okrył się nowem listowiem, rozkwitły kwiaty i wiosna wybawiła nas z zamknięcia, zaledwo-