Strona:Karol Dickens - Klub Pickwicka 04.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Nagle usłyszano turkot powozu. Damy podniosły głowy i ujrzały dorożkę podjeżdżającą przed bramę ogrodową
„Jeszcze ktoś przyjechał!“ zawołała pani Sanders.
„Jakiś gentleman“, dodała pani Cluppins.
„Ależ to...“ wykrzyknęła pani Bardell, „to pan Jackson, młody dependent od panów Dodson et Fogg. Czyżby pan Pickwick wypłacił odszkodowanie?“
„A może chce się żenić“ napomknęła pani Cluppins.
„Jakże ten gentleman długo nie przychodzi!“ zawołała pani Sanders; „czemu się nie pospieszy?“
Tymczasem pan Jackson odwrócił się od dorożki, gdzie zamienił parę słów z jakimś źle ubranym mężczyzną w czarnych spodniach, który razem z nim wysiadł z powozu i trzymał gruby kij bukowy w ręku — i podszedł, poprawiając sobie włosy, do miejsca, gdzie siedziały damy.
„Co nowego, panie Jackson?“ zapytała pani Bardell z widocznem wzruszeniem. „Czy się coś stało?“
„Nic, pani, nic“, odrzekł pan Jackson. „Jak się panie miewają? Przepraszam, że przeszkadzam, ale prawo moje, panie, prawo...“
To mówiąc, pan Jackson uśmiechnął się, oddał ukłon całemu towarzystwu i powtórnie poprawił włosy. Pani Rogers szepnęła do pani Raddle, że jest to rzeczywiście bardzo miły młodzieniec.
„Byłem na ulicy Goswell“, mówił dalej pan Jackson, „ale dowiedziawszy się, że panie tu znajdę, wziąłem więc powóz i przyjechałem. Moi pryncypałowie potrzebują pani natychmiast, pani Bardell“.
„O mój Boże!“ zawołała pani Bardell, przestraszona tą niespodziewaną wiadomością.
„Tak jest“, odrzekł pan Jackson, przygryzając usta; „sprawa bardzo ważna i bardzo nagła, której niepodobna odkładać. Dodson wyraźnie mi to powiedział, Fogg także. Dlatego zatrzymałem powóz, by odwieźć panią do Londynu“.
„To dziwne!“ zawołała pani Bardell.
Wszystkie damy zgodziły się, iż było to bardzo dziwne, ale jednocześnie uznały także, iż musi to być sprawa bardzo ważna, bo przecież panowie Dodson i Fogg nie posyłaliby inaczej do Hampstead. Wkońcu dodały, że, wobec ważności sprawy, pani Bardell zrobi najlepiej, gdy pojedzie natychmiast do swych adwokatów.
Pani Bardell bynajmniej nie było nieprzyjemnie, że jej przyjaciele po prawie wzywali ją z takim pośpiechem. Sądziła ona, iż to wogóle, a w szczególności w oczach lokatorki z pierwszego piętra, znacznie ją podniesie, co pochlebiało jej próżności. Z początku niby wzdragała się trochę,