Strona:Karlinscy.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
WÓDZ.

Kto jest ta baba? czemu ją puścili?

KARLINSKA.

Jam stara wróżka — i zbliżyć się ważę,
By wam powróżyć — szczęście i zwycięstwo!

WÓDZ.

Dla siebie schowaj stare niedołęztwo!
Albo temu tu, powróż z skutej ręki!

KARLINSKA.

O chętnie! ano rycerzu maleńki,
Dajno mi ręki! (do Izydora szepcząc.)
Mielęcki z zbrojnemi
Wpadnie, odbije cię — (głośno)
Bo ci panowie
Nie wierzą w wróżby — a stara cyganka
Wie dużo! więcej niźli wam się zdaje,
Słyszała wiele — zna nie jedne kraje...

(schyla się ku niemu, całuje go i wybucha w płacz głośny.)

O synu! dziecię!... nie mogę! zgubiłam
Wszystko! lecz rozum z rozpaczy straciłam,
O święte dziecko!!!

(całuje pęta i nogi jego w uniesieniu bez granic)

Ludzie bez wnętrzności!
Czy głosy matki mimo was przebrzmiały?
Jam jego matka! cóż on — ja com winna!
Czy macie dzieci? staniecie przed Bogiem!...

ZBOROWSKI.

Przebóg! Barbaro!... (po chwili.)
Ha! niewiasto dumna!
Ja ci mówiłem, że ten dzień nadejdzie,
Gdzie u nóg moich będziesz się czołgała!...
Jak święty Józef mąż twój tam pokorny
Co robi? zamku nie odda.!

KARLINSKA (u nóg jego błagalnie.)

O!!!