Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/177

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Penkroff wyciągnął harpun, spostrzegł na nim napis i przeczytał:

Marja-Stella
Vineyard.


— Statek z Vineyard! Statek z mego kraju! — wołał z uniesieniem. — Marjo Stella! O! znam go dobrze, piękny to, śliczny statek! A! moi przyjaciele! Ten statek płynął z mojej rodzinnej ziemi, z Vineyard[1].
Ponieważ trudno było przypuścić, aby osada Marji-Stelli zażądała zwrotu wieloryba, koloniści postanowili poćwiartować go jak najprędzej, zanim ulegnie zepsuciu, zwłaszcza, że ptaki drapieżne otoczyły go wkoło i nawet spłoszone wystrzałami po chwili wracały.
Penkroff służył niegdyś na statku, przeznaczonym do połowu wielorybów, mógł więc kierować ćwiartowaniem. Choć jest to bardzo niemiłe zajęcie, wszyscy koloniści brali w niem udział, nie wyłączając Gedeona Spiletta, który, jak się wyraził marynarz, wprawiał się coraz lepiej w prace, właściwe rozbitkom.
Tłuszcz, pokrajany na pasy szerokie na dwie i pół stopy, a następnie podzielony na mniejsze części, z których każda ważyła około tysiąca funtów, został stopiony w wielkich glinianych dzieżach, przyniesionych na wybrzeże. Sam język dostarczył sześć tysięcy funtów tłuszczu czyli tranu. Prócz tłuszczu, koloniści zaopatrzyli się w znaczną ilość fiszbinu, który mógł im się przydać w przyszłości. W górnej części gęby wieloryba znajdują się listwy rogowe, elastyczne, które dają znany powszechnie fiszbin; przypominają one kształtem dwa wielkie grzebienie, których zęby, długie na sześć stóp, służą do przytrzymywania tysiąca rybek i mięczaków, któremi wieloryb się żywi.
Gdy po ukończonej tej pracy koloniści zabierali się zpowrotem do domu, Cyrus wziął kilkanaście kawałków fiszbinu, podzielił je na równe części i zaostrzył na końcu.
— Do czego to będzie służyło, panie Cyrusie? — zapytał Harbert.
— Do zabijania wilków, lisów, a nawet jaguarów.
— Czy zaraz?
— Nie, dopiero w zimie, gdy już lód będziemy mieli.
— Nie rozumiem tego — rzekł Harbert.

— Zaraz ci to wytłumaczę, moje dziecię. Gdy już nadejdą mrozy, zegnę mocno każdy z tych fiszbinów i tak długo będę polewał wodą, aż pokryją się powłoką z lodu, która nie dozwoli im się wyprostować. Następnie posmaruję grubo tłuszczem i porozrzucam

  1. Port w Stanie Nowego Jorku.