Strona:Juljusz Verne-Wyspa tajemnicza.djvu/147

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

skałami, a stamtąd, idąc po łagodnej pochyłości, wejść na wyniesioną płaszczyznę.
Za radą Gedeona podróżni zatrzymali się trochę, aby odpocząć i posilić się nieco, gdyż dopiero na wieczerzę mogli zdążyć do Granitowego pałacu. W kilka minut później, siedząc w cieniu pysznych sosen, zajadali resztki zabranej na drogę żywności.
Siedzieli na miejscu, wyniesionem nad poziom morza o jakie sześćdziesiąt stóp, i mogli objąć wzrokiem dość wielką przestrzeń, lecz i tu nic nie dostrzegli.
— Ha! — rzekł wkońcu Gedeon. — Chociaż poszukiwania nasze były bezskuteczne, to przynajmniej możemy pocieszać się tą myślą, że jesteśmy jedynymi mieszkańcami i właścicielami wyspy Lincolna!
— A owo ziarnko śrutu! — zawołał Harbert. — Nie możemy przecie wmówić w siebie, że widzieliśmy je tylko we śnie.
— O! co nie, to nie! — zawołał marynarz, wskazując palcem ząb ukruszony.
— A więc jakże to sobie wytłumaczyć? — zapytał reporter.
— Że niedalej, jak trzy miesiące temu, jakiś statek umyślnie lub mimowolnie przybił do brzegów wyspy — powiedział inżynier.
— Jakto, Cyrusie, sądzisz, że zniknął bez śladu, zagnany na te ławy piasku?
— Nie, kochany Gedeonie. Lecz zwróć na to uwagę, że jeżeli nie możemy wątpić, iż jakiś człowiek był niedawno na wyspie, to z drugiej strony przekonaliśmy się, iż obecnie już go niema.
— To jest, panie Cyrusie — rzekł Harbert — że statek był, lecz już odpłynął?
— Bez wątpienia.
— I że straciliśmy bezpowrotnie sposobność wrócenia do Ameryki — dodał Nab.
— Tak się zdaje.
— No! to w takim razie wracajmy do domu — zawołał Penkroff, któremu już tęskno było do Granitowego pałacu.
Zanim jednak powstał, Top, który pobiegł w głąb lasu, zaczął głośno ujadać, a wkrótce potem przybiegł do pana, trzymając w pysku spory kawałek tkaniny, unurzanej w błocie. Nab wziął go w ręce i zawołał:
— To kawał płótna!
Top szczekał ciągle i biegał tam i napowrót, jakby zachęcał pana, aby poszedł za nim.
— Tam musi być coś takiego, co nam wytłumaczy, skąd się wzięło moje ziarnko śrutu! — wykrzyknął Penkroff.
— Zapewne człowiek — rzekł Harbert.
— Może raniony! — powiedział Nab.
— Lub już martwy — dodał reporter.