Strona:Juljusz Verne-Dwadzieścia tysięcy mil podmorskiej żeglugi (1897).djvu/460

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

— Co się stało? — żywo zawołałem.
— Chciałem się właśnie pana o to zapytać — odpowiedział Conseil.
— Do tysiąca dyabłów — krzyknął Kanadyjczyk wiem ja dobrze co się stało. Nautilus uderzył o dno morskie, a wnosząc z jego położenia, nie sądzę, żeby się teraz tak łatwo wyminął jak pierwszy razem w ciaśninie Torreadzkiej.
— Ale przynajmniej — zapytałem — czy powrócił na powierzchnię morza?
— Nie wiemy — odparł Conseil.
— Łatwo się o tem przekonać — rzekłem.
Poradziłem się manometru. Z wielkiem mojem zdziwieniem, wskazywał głębokość trzystu sześćdziesięciu metrów.
— Co to ma znaczyć? — zawołałem.
— Trzeba się spytać kapitana Nemo — powiedział Conseil.
— Ale gdzie go szukać? — wtrącił Ned-Land.
— Chodźcie za mną. — rzekłem mym towarzyszom.
Wyszliśmy z salonu. W bibliotece nie było nikogo. Przypuszczałem, że kapitan Nemo musi się znajdować w klatce sternika. Najlepiej więc było zaczekać. Wróciliśmy wszyscy trzej do salonu.
Pominę milczeniem złorzeczenia Kanadyjczyka. Zaiste, wyborny miał powód do uniesień. Pozwoliłem mu wybuchnąć gniewem dowoli, — nic nie odpowiadając.
Zostawaliśmy tak przez dwadzieścia minut, usiłując pochwycić najmniejszy szelest rozchodzący się wewnątrz Nautilusa, gdy wszedł kapitan Nemo. Zdawał się nas nie widzieć. Twarz jego zwykle tak obojętna,