Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niedźwiedź znowu ze swej strony skradał się do niej z największą ostrożnością.
Zaledwie o 10 kroków foka była oddalona od swego nieprzyjaciela, ten podniósł się nagle i jednym olbrzymim skokiem posunął się naprzód. Przerażony jednak, stanął o trzy kroki przed Hatterasem, który zrzuciwszy z siebie skórę, przykląkł i mierzył doń w samo serce.
Strzał rozległ się i olbrzym runął na lód.
Clawbonny pobiegł wraz z Johnsonem na miejsce walki.
Olbrzymie zwierzę powstało i jedną łapą machało w powietrzu, a drugą chwytało śnieg, zapychając nim swą ranę.
Hatteras, nieporuszając się, czekał z nożem w ręku na nieprzyjaciela, widać jednak wymierzył dobrze i strzelił pewną ręką, bo zanim przybyli jego towarzysze już zatopił swój długi nóż w gardle zwierzęcia, a teraz stał spokojnie ze skrzyżowanemi na piersiach rękami, patrząc na olbrzymie jego cielsko.
Johnson zaczął niezwłocznie zdejmować skórę z potwornego zwierzęcia, które wielkością dochodziło rozmiarów sporego wołu; miało ono 9 stóp długości i 6 stóp obwodu; z dziąseł wystawały dwa ogromne zęby, na 3 cale długie.
Rozpłatawszy brzuch nożem, Johnson w żołądku jego nic nie znalazł, prócz wody;