Strona:Juliusz Verne - Wśród lodów polarnych (1932).pdf/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Altamont nie wachał się dłużej nad pół sekundy i jeśli doktór dojrzał, co działo się w duszy amerykanina, to Hatteras zrozumiał. Zaledwie jednak pomyślał o tem, już amerykanin był przy nim. Leżąc na ziemi, kapitan starał się odpierać ciosy, zadawane mu przez zwierzęta; walka ta jednk nie trwałaby długo i ległby on pod ciosami zwierząt.
Naraz padły dwa strzały i jeden z piżmowców, ugodzony w serce, leżał na ziemi, drugi zaś gotował się do zadania śmiertelnego ciosu kapitanowi, gdy przykoczył Altamot i wbił mu w gardziel swój długi nóż, poczem silnym ciosem topora łeb mu rozpłatał.
Hatteras był ocalony.
Zawdzięczał on jednak życie człowiekowi, którego nienawidził więcej niż kogokolwiek na świecie!
Hatteras zerwał się zaraz z ziemi, podszedł do amerykanina i rzekł poważnie:
— Ocaliłeś mi życie, Altamoncie!
— I tyś mi je ocalił! kwita więc pomiędzy nami.
— Altamoncie, mówił kapitan, kiedy doktór znalazł cię wśród lodów umierającego, nie wiedziałem kim byłeś, ty zaś wiedząc kim jestem, ocaliłeś mnie, narażając własne życie.
— Jesteś moim bliźnim, a Amerykanin nie jest nikczemnikiem.