Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/98

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ożywienie mieszkańców pocisku? O niewstrzemięźliwość posądzić ich nie było można. Czy tę nadzwyczajną wesołość przypisać należało wyjątkowym okolicznościom, w jakich się znajdowali, czy też blizkości księżyca, od ktorego dzielił ich już tylko przeciąg kilku godzin czasu, czy może jakiemu tajemniczemu wpływowi księżyca, oddziaływającego na ich system nerwowy? Twarze ich płonęły, oddech mieli przyspieszony, a płuca pracowały jak miech kowalski. Oczy ich pałały blaskiem niezwykłym, glos nabrał dziwnego brzmienia; wyrazy z ich ust wybiegały jak korki z butelek szampana, wypchnięte działaniem kwasu węglowego; ruchy ich były niespokojne, a co najdziwniejsze, że nie zauważyli tych zmian zupełnie.
— Teraz, — rzekł Nicholl — gdy nie wiem, czy powrócimy z księżyca, chciałbym przynajmniej wiedzieć, co my na nim robić będziemy.
— Co będziemy robić — odparł Barbicane, tupiąc nogą — nie wiem!
— Nie wiesz! — krzyknął Ardan, aż się rozległo po całym pocisku.
— Nie wiem, a nawet się nie domyślam! — odpowiedział Barbicane, krzycząc tak samo jak jego towarzysz.
— A więc ja wiem! — mówił dalej Ardan.