Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

nie, które mi się lepiej nad wszystkie inne podoba, mianowicie, że Selenici jako starsi, są od nas mądrzejsi, a nie wynaleźli prochu.
W tej chwili do rozmowy wmięszała się Diana szczeknięciem. Dopominała się ona o śniadanie.
— Otóż macie — dodał Ardan — zagadaliśmy się i zapomnieliśmy o Dianie i Satelicie.
Dany jej spory kawał pasztetu, Diana zjadła z apetytem.
— Czy wiesz, Barbicanie — ciągnął dalej Michał — sądzę, że powinniśmy byli z tego pocisku zrobić drugą arkę Noego i unieść w niej na księżyc po parze z każdego gatunku zwierząt domowych.
— Zapewne — odpowiedział Barbicane — aleby miejsca zabrakło.
— Nie zabrakłoby, — rzekł Ardan — gdybyśmy się nieco ścisnęli.
— Faktem jest — odezwał się Nicholl, że wół, krowa, koń i wszystkie zwierzęta roślinożerne bardzoby nam się przydały na lądzie księżycowym. Na nieszczęście jednak nasz wagon nie dał się zamienić na stajnię ani na oborę.
— Ależ przynajmniej — obstawał Ardan — trzeba było zabrać jednego osła, choćby małego osiołka, to odważne i cierpliwe zwierzę, któreby chętnie drapało się na księżyc. Lubię