Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/53

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

od widoku tak nowego dla nich i którego wspaniałości z opisu wyobrazić sobie nie można. Jakież różnorodne myśli zjawisko to im nasuwało! Jakie uczucia nieznane budziło w ich duszy! Barbicane rozpoczął opis swej podróży i notował starannie wszystkie wydatniejsze fakty wycieczki. Pisał on spokojnie, wielkiemi literami, i w stylu nieco kupieckim. W tymże czasie, rachmistrz Nicholl przeglądał obliczenia drogi, jaką pocisk powinien przebiegać, licząc z nieporównaną wprawą. Ardan rozmawiał bądź z Barbicanem, który mu wcale nie dawał odpowiedzi, bądź z Dianą, która nie pojmowała wcale jego teoryi, albo wreszcie ze sobą samym. Biegał w tę lub ową stronę, poczynając setki robót, pochylony nad szklanną podłogą, albo wdrapywał się na szczyt pocisku, nucąc bezustannie. W tym małym światku przedstawiał on ruchliwość i wymowę francuską, a możemy zapewnić czytelnika, że ją przedstawiał godnie.
Dzień, albo ściślej 12 godzin czasu, liczony za dzień na planecie, t. z. Ziemia, zakończył się wieczerzą obfitą i doskonale przyrządzoną. Nie zaszedł też żaden wypadek, mogący zaniepokoić podróżników. Z niezachwianą wiarą w powodzenie swego przedsięwzięcia zasnęli spokojnie, podczas gdy pocisk, z szybkością