Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/39

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

kilka dni pogrąży się ona w ciemnościach nieprzeniknionych.
— To ma być ziemia! — powtarzał Ardan, przypatrując się uważnie maleńkiemu skrawkowi planety rodzinnej.
Twierdzenie Barbicana nie ulegało wątpliwości. Ziemia względnie do pocisku wchodziła w ostatnią kwadrę. Zaledwie ósma część widziana, słabo zarysowała się na ciemnem tle nieba. Światło jej popielate wskutek gęstej warstwy atmosferycznej było mniej silne niż księżyca, który wyglądał jak ogromny łuk wyciągnięty na firmamencie. Niektóre punkty jaśniej błyszczące zapowiadały obecność wysokich gór; znikały one wszakże niekiedy pod dużemi plamami, niewidzialnemi na powierzchni tarczy księżycowej. Były to pierścienie chmur, półśrodkowo otaczające sferoidę ziemską.
Jednakże, skutkiem zjawiska przyrodzonego, jakie także się zdarza na księżycu, można było pochwycić zarys całej kuli ziemskiej. Tarcza jej ukazywała się dość wyraźnie wskutek światła popielatego, nie tak silnego jak światło księżyca. Różnicę tę łatwo można wytłómaczyć. Odbłysk ten na księżycu powstaje z odbicia promieni słonecznych na ziemi; tu znowuż od promieni słonecznych, odbijających się o powierzchnię księżyca i pa-