Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/171

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

szkali na stronie widzialnej. Ja bardzo lubię światło!
— Aby się tylko atmosfera nie zgęściła na drugiej połowie, jak to utrzymują astronomowie — mówił Nicholl.
— I to niezłe zastrzeżenie — odrzekł Ardan.
Po spożyciu śniadania obserwatorowie wrócili do swych zajęć. Próbowali, czy nie dojrzą czegoś przez ciemne szyby, przygaszając światło wewnątrz pocisku, lecz nic nie spostrzegli.
Barbicana zajmował objaw trudny do wytłumaczenia. Dlaczego pocisk nie spadał na księżyc, znajdując się w tak niewielkiej od niego odległości, bo wynoszącej tylko 50 kilometrów. Gdyby bieg jego był szybki, wówczas zrozumiałby, dlaczego nie spadł, ale nie było czem wytłumaczyć tego oporu sile przyciągającej księżyca przy prędkości stosunkowo bardzo nieznacznej. Może pocisk ulegał jakiemu wpływowi obcemu? Czy ciało jego utrzymywało go w eterze? Widocznem było, iż nie dosięgnie żadnego punktu księżyca. Dokąd więc dążył? Czy oddalał się od tarczy, lub czy też zbliżał się do niej! Czy uniesiony był w ową noc głęboką przez nieskończoność? Jak się czegoś dowiedzieć, jak coś obliczyć wśród tych ciemności? Te i po-