Strona:Juliusz Verne - Na około Księżyca.djvu/118

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Ustawienie tarczy wymagało godziny pracy. Już było po 12 w południe, gdy ukończono przygotowania. Barbicane znowu obserwował pochylenie się pocisku, ale niestety, nie obrócił się on jeszcze dostatecznie do spadnięcia i zdawał się podążać po linii krzywej, równoległej do tarczy księżyca. Księżyc wspaniale jaśniał w przestworzu, a z przeciwnej strony słońce paliło go swymi promieniami.
Położenie wciąż było niepokojacem.
— Czy dojedziemy? — zapytał Nicholl.
— Postępujemy tak, jak gdybyśmy dojechać mieli — odparł Barbicane.
— Jesteście tchórze! — odezwał się Ardan — dojedziemy, a nawet i prędzej nawet niż sobie tego życzylibyśmy.
Odpowiedź ta zachęciła Barbicana do prowadzenia, w dalszym ciągu robót przygotowawczych, zajął się ustawieniem przyrządów chroniących od skutków odbicia.
Kapitan Nicholl utrzymywał kiedyś, że pocisk rozbryźnie się jak szklanka — Ardan wówczas twierdził, że opóźni jego spadanie za pomocą rac odpowiednio ustawionych.
W samej rzeczy silne race, umieszczone na spodzie pocisku i palące się na zewnątrz niego, mogły spowodować ruch wsteczny, i tym sposobem zmniejszyć prędkość kuli. Race te nie powinnyby wprawdzie palić się w próżni, lecz