Strona:Juliusz Verne - Bez przewrotu.pdf/220

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

się materyały pierwotne, których właśnie Barbicane potrzebował, a znajdowały się one w warunkach uprzystępniających ich eksploatowanie.
Właśnie na kilka miesięcy przed opuszczeniem Stanów Zjednoczonych, prezes Barbicane dowiedział się od owego podróżnika szwedzkiego, że u stóp łańcucha Kilimandżoro żalazo i siarka znajdowały się w obfitości i to pod samą powierzchnią gruntu. Nie trzeba było zakładać kopalni, ani szukać pokładów o kilka tysięcy stóp pod skorupą ziemną. Schylić się tylko trzeba było, by zbierać żelazo i węgiel, i to w ilościach znacznych, przewyższających wydatki przewidziane w kosztorysie. Prócz tego znajdowały się nieopodal góry ogromne pokłady saletrzanu sody i pirytu żelaza, potrzebne do fabrykowania meli-melonitu.
Tak więc prezes Barbicane i kapitan Nicholl nie przywieźli z sobą żadnego personelu, prócz dziesięciu pomocników, których byli najzupełniej pewni. Ci mieli kierować robotami dziesięciu tysięcy murzynów, oddanych im do rozporządzenia przez Bali-Bali, i na nich to przypadało zadanie sfabrykowania potwornego działa i niemniej potwornego pocisku.
W dwa tygodnie po przybyciu prezesa Barbicane i jego towarzysza do Wamasai, trzy wielkie warsztaty były ustawione u południowego podnóża Kilimandżoro, jeden do odlewu armaty, drugi do