Strona:Juliusz Verne-Zima pośród lodów.djvu/096

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

samo jak gruchocze olbrzymie ich masy w zatoce, a wówczas zginiemy w otchłaniach morza!
— Nie tak to łatwe, jak się panu zdaje — odparł Penellan — bo wicher mroźny ścina natychmiast każdą powierzchnię płynną. Obaczmy, jaki jest stan temperatury.
Wysunął rękę z termometrem przez uchylone płótno, a cofnąwszy ją następnie, przysunął lampę, spojrzał bacznie na narzędzie i rzekł:
— Trzydzieści dwa stopnie niżéj zera!... Jest to największe zimno, jakiegośmy dotąd doświadczyli.
— Jeszcze dziesięć stopni — wtrącił Vasling — a rtęć w termometrze zamarźnie.
Grobowe milczenie zaległo po téj uwadze.
Około ósméj godziny zrana Penellan powziął zamiar wyjścia na zewnątrz, w celu rozpatrzenia stanu powietrza, pragnąc przytém oczyścić wylot komina, aby ułatwić wyjście dymu, którego nagromadziło się w chacie pełno od wczoraj. Otulił się przeto troskliwie w swą futrzaną odzież, zesunął kaptur na czoło i uniósł zasłonę wyjścia.
Ale wyjście, a raczéj owa zasłona, była zupełnie przysypana zmarzniętym śniegiem. Penellan zapomocą żelaznego drąga, usiłował usunąć tę za-