Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— To być może — odparł z uśmiechem inżynier.
— To rzecz pewna, mój panie — odparł Pencroff — jak niemniej pewnem jest i to, że jedną z takich wysp jest właśnie wyspa Lincolna!
Wrócono do Pałacu Granitowego z obfitym zbiorem łodyg sagowcowych. Inżynier sporządził prasę do wyciskania z mąki owego soku roślinnego, poczem otrzymał znaczną ilość przedniej mąki, która pod ręką Naba przemieniała się w ciastka i puddingi. Był to chleb wprawdzie nie taki jak pszeniczny, lecz wielce do niego zbliżony.
W tym samym czasie onagasy, kozy i owce dostarczały codziennie mleka dla osady. Przedsiębrano częste wycieczki do obory wózkiem, albo raczej rodzajem lekkiej kolaski, którą zastąpiono dawniejszy wózek, a Pencroff każdym razem, gdy wypadała kolej na niego, brał ze sobą Jowa i kazał mu powozić, z czego Jow, gęsto trzaskając z bicza, wywiązywał się ze zwykłą swą zręcznością.
Tak więc wszystko wiodło się pomyślnie i w oborze, i w Pałacu Granitowym, i zaiste, gdyby nie oddalenie od ojczyzny, osadnicy nie mieliby się na co uskarżać. Byli jakby stworzeni do podobnego życia, a zresztą przyzwyczaili się już tak do tej wyspy, że z żalem byliby opuszczali gościnną jej ziemię!
A jednak, tak silnie zakorzenioną jest miłość ojczyzny w sercu człowieka, że gdyby nie-