Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.2.djvu/049

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

których krajach południowej Europy, tudzież północnej Afryki, gdzie ziemia była absolutnie szkodliwą zdrowiu, a stan zdrowia mieszkańców polepszał się coraz bardziej. W okolicach zarosłych lasami mirtowemi nie panują więcej gorączki perjodyczne. Fakt ten nie ulega więcej żadnej wątpliwości i jest to okoliczność nader przyjemna dla nas, mieszkańców wyspy Lincolna.
— Ach! co to za wyspa! co to za wyspa błogosławiona! zawołał Pencroff. Powiadam wam, że nie brak na niej niczego... z wyjątkiem...
— Będzie i to Pencroffie, znajdzie się i to, odparł inżynier; lecz teraz zabierzmy się znów do żeglugi i płyńmy tak długo, jak długo rzeka potrafi unieść czółno!
Puszczono się więc dalej w podróż, co najmniej dwie mile, wśród okolicy pokrytej eucalyptusami górującemi po nad wszystkie drzewa rosnące w tej części wyspy. Pokrywały one nieprzejrzaną przestrzeń po obu brzegach Dziękczynnej, której kręte łożysko wiło się wśród wysokich zieleniejących brzegów. Nieraz łożysko to zamykały wysokie krzewy, a nawet ostre skały utrudniające znacznie żeglugę. Przeszkadzały one poruszaniu wioseł i Pencroff musiał z tyłu żerdzią popychać. Czuć było także, że dno wznosiło się coraz wyżej, i że niebawem czółno dla braku wody będzie musiało stanąć. Słońce zachodziło już na widnokręgu i rzucało na ziemię olbrzymie cienie drzew. Cyrus Schmith widząc, że niepodobna było tego dnia dotrzeć do zachodnich wybrzeży wyspy, postanowił stanąć nocle-