Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed. Seyfarth i Czajkowski) T.1.djvu/039

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie zostali wyrzuceni na ląd stały, ani nawet na wyspę, lecz na malutką wysepkę mającą zaledwie dwie mil długości, której szerokość nie musiała być także bardzo znaczną.
Czyż miałaby ta mała kamienista wysepka pozbawiona wszelkiej roślinności, pusty przytułek kilku ptaków morskich, przytykać do innej większej jakiej wyspy? Trudno to było przypuścić. Podróżni nasi, ujrzawszy z łódki ziemię przez mgły, nie zdołali ocenić dostatecznie jej objętości. Lecz Pencroff wprawnem okiem marynarza przenikającem wszelkie ciemności, zdawał się dostrzegać w tej chwili na zachodzie niewyraźnie kształty jakiegoś górzystego wybrzeża.
Lecz ciemność nie dozwalała rozróżnić do jakiego rodzaju należała ta wysepka, pojedyńczych czy też złożonych. Nie podobna było także opuścić jej, gdyż zewsząd oblaną była morzem. Trzeba więc było odłożyć nazajutrz poszukiwania za straconym towarzyszem, który niestety żadnym nawet znakiem nie dał znać o sobie.
— Milczenie Cyrusa niczego nie dowodzi, rzekł korespondent. Może zemdlał, może jest ranny i chwilowo niezdolny dać odpowiedzi, ale nie traćmy nadzei.
Korespondent wpadł zatem na myśl rozpalenia ognia na pewnym punkcie wysepki, który by służył jako sygnał dla Cyrusa. Lecz nigdzie nie można było znaleść ani drzewa ani suchych krzewów. Wszędzie tylko piasek i kamyki!
Łatwo pojąć żal i boleść Naba i towarzy-