Strona:Juliusz Verne-Tajemnicza Wyspa (ed.Seyfarth i Czajkowski) T.3.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Spilett — ale niech Bogu będą dzięki, że mi oszczędził podobnej próby.
I w tym więc wypadku, jak w tylu innych osadnicy szukali rady tylko w owej logice zdrowego rozsądku, która im tyle razy tak dobrze usłużyła — a i w tym razie, dzięki nadto wiadomościom ogólnym jakie posiadali, także ich nie zawiodła! Nie trzebaż się jednak było obawiać, że może nadejść chwila, w której cała wiedza ich nie wystarczy. Sami byli na całej wyspie. Tymczasem ludzie dopełniają się przez życie społeczne, niezbędni są sobie nawzajem. Cyrus Smith pojmował to bardzo dobrze i wielekroć zapytywał sam siebie, czy nie może zajść jaka okoliczność, której sami poradzić nie potrafią!
Zresztą zdawało mu się, że on i jego towarzysze, dotąd tak szczęśliwi, wstąpili naraz w jakąś fatalną epokę. Od więcej niż dwóch lat, od czasu jak uciekli z Richmondu, można powiedzieć, że wszystko szło im jak z płatka. Wyspa dostarczyła im w obfitości minerałów, roślin, zwierząt, a z drugiej strony, z tak wielkiej hojności przyrody wiedza ich umiała wyciągnąć wszelką możliwą korzyść. Dobrobyt materjalny osady, był można powiedzieć zupełny. Co więcej, w pewnych okolicznościach, niepojęta jakaś władza przychodziła im z pomocą!... Ależ to wszystko mogło się naraz skończyć!
Słowem Cyrusowi Smithowi zdawało się, że szczęście się od nich odwracać zaczyna.
I w istocie, okręt piratów pojawił się na wodach wyspy — i chociaż złoczyńcy ci, można