Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/346

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 308 —

horyzontem w długie miesiące zimowe. Uczyniłem nawet przypuszczenie, dotychczas wszakże niesprawdzone, że podczas gdy u jednego bieguna następuje wyładowanie elektryczności „dodatniej” u bieguna przeciwnego wyładowuje się elektryczność ujemna.
Oczywiście, podobna ilość elektryczności nie może powstać bez wpływu na masy żelaza znajdującego się w tych stronach, w stosunku bez porównania większym, aniżeli na innym punkcie ziemi. Pod jej też działaniem rozbudził się w tej olbrzymiej skale, która jest jakby surowem żelazem, magnes równający się kolosalnym jej rozmiarom. Niedaleki też jestem od twierdzenia, że tu, a nie gdzieindziej znajduje się południowy biegun magnetyczny — jako przeciwległy północnemu. Oba zaś te punkta łączy przez podziemne przewodniki bez zustanne krążenie tej siły, niby między dwoma olbrzymiemi „akumulatorami”.
— Naturalnie — dodałem w końcu — rozumowanie me, oparte jest jedynie na przypuszczeniach; zdaje mi się wszakże iż zjawiska jakich jesteśmy świadkami, potwierdzają je w części.
— Czy sądzisz pan, iż i dla nas zbliżenie do tej bryły przedstawia jakie niebezpieczeństwo? — zapytał Len Guy.
— Nie zdaje mi się — odparłem — bowiem nie elektryczność, lecz magnes tu działa.
— Tam — ach — tam! — zawołał nagle Dick Peters z oczami szeroko rozwartemi, dążąc naprzód ku wyżynom kolosu.
Pospiesznym krokiem szliśmy za nim po wulkanicznej, czarnemi bryłami lawy i kamieni zarzuconej powierzchni.
Potwór zdawał się rosnąć w miarę, jak zbliżaliśmy się do niego, nie tracąc nic ze swych kształtów mitologicznych. Nie umiem oddać wrażenia, jakie czynił na nas w tej pustej, wodnej przestrzeni. Należały one do tych, dla których brak