Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/322

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 290 —

knęliśmy w grocie, przeznaczonej z początku dla łodzi. Tam też złożyliśmy, nie bez trudu przyciągnięte, olbrzymie żółwie, których waga dochodziła kilkuset funtów na sztukę. Zwierzęta te słusznie przez kogoś wielbłądami pustyni zwane, mają w gardzieli swojej worek, w którym zachowują na czas dłuższy sporą ilość wody słodkiej; one same obejść się mogą dłuższy przeciąg czasu bez pożywienia. Mięso ich jest smaczne i posilające.
Nie gardząc też mięsem fok, robiliśmy znaczne zapasy ich tłuszczu — obliczając, że gdy nadejdzie zima i ciemna noc podbiegunowa, materyał ten palny odda nam nieobliczone usługi.
Jakkolwiek bądź przyjmowaliśmy nasz los z rezygnacyą i męstwem, niemniej przeto położenia było okropne. Kto wie czy straszne zimna, o których wyobraźnia słabe zapewne tylko dawała pojęcie, organizm nasz zdoła przetrzymać? Kto wie czy ziemia ta nie będzie wkrótce grobem naszym? A znowu, jeżelibyśmy przeżyli tę porę, jakimże sposobem wrócić do świata? O zbudowaniu łodzi, nie mogło przecież być mowy z braku wszelkiego materyału, a czy tamci którzy odpłynęli, zechcą nam przysłać pomoc a przedewszystkiem czy będą mogli? O dobrych chęciach i pamięci Marcina Holta, nie wątpiłem; on mimowoli dostał się na łódź, on pewno nic chciał nas zdradzić. Ogólnie jednak biorąc warunki, mieliśmy słaby tylko promyk nadziei, by rzeczywiście do płynął szczęśliwie do jakiego lądu.
Rozmowa nasza obracała się przeważnie około tych kwestyi, i przypuszczaliśmy już możność ostatecznej próby przebycia tych przestrzeni na lodowych płaszczyznach, tak zwanych „ice-fields.” Pora jednak ku temu nie nadeszła jeszcze; powierzchnia morza była wolną, mróz nie ściął jej dotychczas.
Aż nagle 19-go lutego zdarzył się wypadek tak nadzwy-