Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 230 —

wnie zmieniać, jakaś szczególna jasność zapala się na niebie, ziemia drży podemną, rozlega się trzask złowrogi i... Czy to sen jeszcze czy rzeczywistość, lecz zdawało mi się, iż zwykłe kołysanie żaglowca ustało, że jakby zawisł nieruchomo pochylony ku tyłowi. Niebawem ponowne, silne wstrząśnienia ocuciły mię zupełnie i właśnie w chwili gdym zamierzał podnieść się z posłania, rozległ się straszliwy, przeciągły łoskot, jakby cały Halbran rozdzierany był w kawały — przyczem nadzwyczajną siłą gwałtownego ruchu wyrzucony na podłogę, o mało nie rozbiłem sobie głowy o krawędź stołu.
Gdym powoli wracając do przytomności, rozejrzał się po kajucie z kąta w którym leżałem, stwierdziłem przedewszystkiem, iż niepodobna mi będzie stanąć na podłodze, cały bowiem statek zostawał w położeniu jakby był zawieszony na jakimś olbrzymim haku.
Czołgając się, dosięgnąłem drzwi, które z trudem otworzyłem właśnie, gdy ponowne nastąpiły wstrząśnienia, poczem okrzyk przerażenia i grozy rozległ się wśród załogi.
Jeszcze raz i drugi drgnął konwulsyjnie Halbran, aż wreszcie stanął zupełnie nieruchomo.