Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/230

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 202 —

jak Len Guy kapitana, z wątłą łodzią mającą 50 stóp długości na 5 do 6 stóp szerokości i trzema żółwiami, które miały być jedynem pożywieniem dla trojga ludzi!
Płynęliśmy równo i spokojnie. Pozostałe resztki dawnego archipelagu zginęły wkrótce w dali, a otaczające nas morze było takie, jakiem cieszyliśmy się już od wyspy Bennet, to jest wolne zupełnie od lodowców. Było to całkiem naturalne przy temperaturze +11° Celsyusza, jaką miała woda, której też prąd silny, idący wyraźnie i stale z północy na południe, unosił żaglowiec do 5 mil na godzinę.
Gromady ptactwa ożywiały powietrze; zawsze te same zimorodki, pelikany, petrele i albatrosy. Te ostatnie wszakże nie wyróżniały się bynajmniej wyjątkowemi rozmiarami; nie były to owe ptaki-olbrzymy, o których mówił Prym, a które miały wydawać okrzyk: „Tekeli li” zdający się być również słowem najczęściej używanym w języku tsalalskim.
Przez całe pierwsze dwie doby nic szczególnego nie zaszło, a załoga mając dość wolnego czasu, zabawiała się obfitem połowem makreli, węgorzy morskich, stokfiszów, błękitnych delfinów i wielu innych gatunków ryb, które następnie smacznie przyrządzone przez poczciwego murzyna, spożywała z niemniejszem zadowoleniem. Jakkolwiek lekka mgła zakryła blask słońca, nie braliśmy tego zupełnie za przepowiednię zmiany atmosferycznej.
— Zatem już 4 miesiące i 7 dni upłynęło, od kiedy opuściłem Kerguelen, a dwa miesiące i 4 dni, gdy Halbran porzuca Falklandy. Nie troszczyłem się przecież w najmniejszej rzeczy o to, jak długo jeszcze potrwa wyprawa — a zajmowało mię jedynie pytanie, do jakiego punktu tych stron zawiedzie nas ona.
Zaznaczyć tu wypada, że jeżeli Dick Peters po uczynionem zeznaniu, wrócił do dawnego swego milczenia i dobrowolnego odosobnienia względem swych towarzyszy, jeżeli