Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/195

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 171 —

zapłaty, zechcą narażać swe życie na niebezpieczny, dłuższy pobyt w tych stronach? I gdyby nawet kapitan nakazał im posłuszeństwo, czy nie należało obawiać się ich buntu? Czy śmiały Hearn nie wystąpiłby pierwszy z protestem?
Wreszcie pomijając nawet to wszystko, zimna rozwaga radziła liczyć się z warunkami klimatycznemi. Po wyjątkowo bowiem wczesnem lecie, mogła także wcześniej nastąpić zima, i to morze obecnie ciche i spokojne, stanie się widownią najstraszniejszych burz i huraganów, o gwałtowności nieznanej w żadnym innym zakątku świata. Powierzchnię jego może ściąć silny mróz, uniemożliwiający dalsze ruchy na całe długie miesiące, a wiadomem jest, że sile tych mrozów nie oprze się żadne żyjące stworzenie.
Wobec więc tylu warunków tak ważnych, czy mógł kapitan nadużyć swej władzy, czy mógł narażać życie całej załogi dla niepewnej nadziei ratowania sześciu ludzi?
Prawdopodobnie sumienie jego nie godziło się z tą myślą, i choć serce cierpiało, że nie da pomocy ukochanemu bratu, dla którego dążył tu z takiem poświęceniem, jednakże zdobył się na tyle woli, by choć drżącym od wewnętrznej walki głosem, wydać rozkaz porucznikowi:
— Jutro o wczesnej godzinie przygotuj statek do powrotnej drogi.
Mimo wszakże uznania, jakie powziąć musiałem dla tego aktu wielkości duszy, której dowody złożył w tej chwili Len Guy, nie mogłem się w żaden sposób pogodzić z myślą, że wyprawa nasza skończy się tak niefortunnie. W gorączkowym mym zapale byłem gotowy poświęcić wszystko, byle tylko nie opuszczać jeszcze tych stron, byle odszukać wreszcie naszych rozbitków.
Sama nawet kwestya naukowa, to nadzwyczajne już zbliżenie się do bieguna, od którego oddzielało nas zaledwie 400 mil, i możność posunięcia się dalej, przy wolnem zupełnie