Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/172

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 148 —

Zwierzę było wyjątkowych rozmiarów pięknym okazem stref podbiegunowych, z białem, nieco kudłatem futrem i okrągłym pyskiem jak u buldoga. Kilka danych wystrzałów ugodziło go wprawdzie, lecz nie powaliło, to też ryknąwszy z bólu, skoczył do wody i rzucił się na łódź której o mało nie wywrócił, opierając o jej brzegi kosmate swe łapy. W tejże wszakże chwili Dick Peters ugodził go między łopatki, długim swym nożem, zagłębiając go aż po samą rękojeść. Czynem tym ryzykownym uratował wprawdzie swych towarzyszy, sam jednak straciwszy równowagę, runął wraz z przeciwnikiem do morza — i dopiero rzucona mu linka pomogła do wyratowania się. Złowione też martwe już zwierzę i wciągnięte na pokład Oriona, nie przedstawiało nic nadzwyczajnego, prócz swej wyjątkowej wielkości, nic przez coby można zaliczyć go między szczególne okazy, jakie opisuje Prym z wyspy Tsalal.
Tymczasem Halbran w jak najlepszych ciągle warunkach płynął dalej, i 2-go grudnia sprawdzono, iż znajdowaliśmy się pod 42° 20’ długości zachodniej a 82° 50’ szerokości południowej.
— Jeżeli zatem wyspa Bennet istnieje, znajdować się musi w pobliżu — pomyślałem.
Czy istnieje? Tak, niezawodnie, bo około 6-ej wieczorem strażnik oznajmił ląd na prawo, od bakortu.