Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/082

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 68 —

Więc to wszystko było prawdą?... Więc Edgard Poë napisał dzieło historycznej wartości, u nie zmyśloną powieść? Więc rzeczywiście posiadał on pamiętniki Pryma, znał go i czas dłuższy utrzymywał z nim stosunki przyjaźni?... Cóż za podróż nadzwyczajna! Do jakiego punktu ziemi dotarł właściwie ten człowiek, po opuszczeniu wyspy Tsalal? Jaką drogą znalazł się znów w Ameryce? Z czyjej ręki czy woli, owa śmierć nagła i straszna, którą autor tłomaczy brak ostatnich rozdziałów, mogących dać objaśnienie tak wielkiej doniosłości?...
Myśli te opanowały w jednej chwili do tego stopnia całą istność moją, iż sądziłem że mię wytrącą z równowagi umysłowej.
— Miej się na baczności — ostrzegłem wreszcie sam siebie, zebrawszy całą siłę woli — wszystko to jest pomyłką tylko, przesłyszałeś się zapewne!...
Jan West tymczasem spokojniejszy od kapitana, zdołał wyczytać jeszcze urywki ze stronie książeczki, uszkodzonej przez wilgoć.
„Uniesiony na lodowcu 3 czerwca w północną stronę Tsalal... Kapitan Wiliam Guy i pięciu ludzi z Orionu żyją tam. Lodowiec mój przepłynął zaporę gór lodowych. Brak mi żywności... 13 lipca spożyłem resztę zapasów... dziś 16 lipca — muszę umrzeć...”
Urywane te zdania pisane ręką człowieka, którego martwe zwłoki leżały tuż przedemną, jako nieme, a jednak niedające się zaprzeczyć poświadczenie, musiały mię wreszcie przekonać, że opowiadane mi przez kapitana wypadki, nie były wcale chorobliwym wymysłem; że nawet nadzieja jego znalezienia przy życiu ludzi z załogi Oriona, okazała się zupełnie uzasadnioną.
— Boże mój — zawołałem — dla czegoż nie możemy przywołać do życia tego człowieka, albo raczej, dla czego to