Strona:Juliusz Verne-Sfinks lodowy.djvu/051

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
— 37 —

nadzieję, że nie zmusisz mię do tego abym żałował, iż przyjąłem cię jako pasażera na mym statku...
Przeświadczony o tem z kim miałem do czynienia, byłem już tym razem ostrożny. Uczyniłem więc jedynie głową znak przyzwolenia. Czemże bowiem mogło być opowiadanie człowieka na wpół tylko przytomnego, pod wpływem dziwacznej manii która opanowała chorobliwy jego umysł?...
— Gdy opowiadanie Edgarda Poë ukazało się w 1838 roku, znajdowałem się właśnie w Nowym Yorku — rozpoczął kapitan; — niezwłocznie też udałem się do Baltimore, gdzie mieszkała rodzina autora, którego dziad dosłużył się stopnia oficera w czasie wojny o niepodległość. Przypuszczam, że uznajesz pan istnienie rodziny Poë, jeżeli przeczysz istnieniu Prymów.
Milczałem, nie chcąc się już niczem sprzeciwiać mówiącemu.
— Dowiedziałem się łatwo o mieszkaniu Edgarda, spotkał mię wszakże pierwszy zawód: autor bowiem krótko przedtem opuścił Amerykę. Nie mogłem widzieć się z nim, ani listownie porozumieć.
— Rzeczywiście — pomyślałem sobie — wielka szkoda, gdyż dla zdolnego powieściopisarza, postać kapitana przedstawiałaby bądź co bądź ciekawe studyum.
— Na nieszczęście — mówił tenże dalej — jeżeli nie zastałem Edgarda, trudniej mi jeszcze było widzieć się z Arturem Prym. Bowiem śmiały ten żeglarz umarł jeszcze przed ukazaniem się w druku znanego nam dzieła, o czem w swoim czasie zawiadomiły publiczność stosowne ogłoszenia w pismach.
Fakt ostatnio wspomniany, rzeczywiście miał miejsce — ale zgodnie ze zdaniem publiczności, uważałem to ogłoszenie, za pochodzące tylko od samego autora, który nie mając pewnie dość już śmiałości, by doprowadzić wszystko do mo-