Strona:Juliusz Verne-Podróż do Bieguna Północnego cz.2.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
115




ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY.
Zimno i ciepło.

O ile Hatteras i Johnson mocno byli niespokojni o swych towarzyszy, o tyle znowu ci uszczęśliwieni zostali powrotem do wygodnego i bezpiecznego swego schronienia. Powietrze pod wieczór bardzo się oziębiło; termometr wskazywał trzydzieści jeden stopni niżej zera.
Myśliwi strudzeni byli niezmiernie i przeziębli, lecz w mieszkaniu ożywcze ciepło utrzymywały piece dobrze ogrzane. Doktór, przyszedłszy trochę do siebie, zabrał się zaraz do kuchni i sporządził naprędce kilka kotletów z mięsa cielęcia morskiego. O dziewiątej godzinie wieczorem, pięciu biesiadników siadło do posilnej wieczerzy.
Wszyscy jedli z ogromnym, jak Eskimosi, apetytem. Kotlety uznano za wyborne, czego najlepszym dowodem było to, że ani jeden nie został na półmisku.
Na wety doktór wedle zwyczaju przygotował kawę; nie pozwalał on nikomu przyrządzać tego doskonałego napoju, który sam własną ręką robił na maszynce opalanej spirytusem i wrzącą prawie