Strona:Juliusz Verne-Podróż Naokoło Księżyca.djvu/193

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

chodzi parabola czy hyperbola, gdy jedna i druga zarówno ciągną nas w nieskończoność przestrzeni!
Barbicane i Nicholl nie mogli się powstrzymać od uśmiechu. Kłócili się o wiatr! Nigdy zapewne błahsza kwestja nie była rozbieraną w chwili jak obecna ważniejszej. Smutna prawda stała przed nimi, a tą było, że pocisk czy parabolicznie, czy hyperbolicznie uniesiony, nie mógł się już więcej zetknąć ani z ziemią, ani z księżycem.
Cóż więc stanie się wkrótce z tymi zuchwałymi podróżnikami? Jeśli nie umrą z głodu lub pragnienia, to za kilka dni, gdy im gazu nie starczy, umrą z braku powietrza, jeśli ich jeszcze wprzód zimno nie zabije.
Tymczasem, choć niezmiernie ważną było rzeczą oszczędzać gazu, musieli go jednak palić z powodu bardzo gwałtownego obniżenia się temperatury. Ściśle biorąc, mogli się obejść bez światła, ale nie bez ciepła. Na szczęście, cieplik wywiązany przyrządem Reiset’a i Regnault’a, podniósł nieco wewnętrzną pocisku temperaturę, i bez wielkiego zużycia gazu można ją było utrzymać w stopniu znośnym.
Obserwacji wszakże nie można było robić przez szyby okienek, które wilgotność wewnętrzna okrywała grubą warstwą lodu. Musiano ciągle oskrobywać szyby, i bądź cobądź można było pochwycić lub sprawdzić niektóre co najważniejsze zjawiska.