Strona:Juliusz Verne-Hektor Servadac cz.2.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

miliardy ośmset czterdzieści jeden milion kilometrów kubicznych!... wiem o tem, mój panie! — odrzekł Palmiryn Rosette.
— A zatem — dodał porucznik Prokop — objętość Galii jest nawet mniejsza od objętości księżyca, która wynosi czterdziestą dziewiątą część objętości ziemi.
— Eh! kto tam mówi panu o tem? — odparł profesor, czując się jakby urażonym w swej miłości własnej.
— A więc — ciągnął dalej nielitościwie porucznik Prokop — Galia, widziana z ziemi, wydawałaby się nie więcej jak gwiazdą siódmej wielkości, to jest nie byłaby widzianą gołem okiem!
— Do wszystkich beduinów! — zawołał Ben-Zuf — a to mi śliczny kometa! I to na nim my jesteśmy?
— Milczeć! — zawołał Palmiryn Rosette gniewnie.
— Orzeszek, groszek, ziarnko gorczycy! — ciągnął dalej uczciwy Ben-Zuf.
— Zamilcz Ben-Zuf — rzekł kapitan Servadac.
— Główka szpilki, co? Nic! nic a nic!
— Będziesz ty milczeć do pioruna!
Ben-Zuf zrozumiał, że kapitan może się rozgniewać i opuścił salę, nie bez tego by nie wybuchnąć donośnym śmiechem, który rozbudził wszystkie echa w skałach wulkanicznych.
Wielki był czas, żeby się oddalił. Palmiryn Rosette tak się uniósł, iż potrzebował kilka chwil, by przyjść do siebie. Bronił on tak samo swego